niedziela, 20 stycznia 2013

Spacer na Dzień Babci


 Anka zaprosiła mnie dziś na wycieczkę ale nie taką zwykłą z niuchaniem latarni ulicznych tylko wielką wyprawę śladami... No właśnie, jutro Dzień Babci a także poniedziałek, kiedy to Anka ma dużo pracy i na daleki spacer nie ma szans. Dlatego niedziela to idealny czas na długachny wypad za miasto. No może nie zupełnie za, ale na przedmieścia. Ja nie mam już dziadków więc Anka wpadła na genialny pomysł by odszukać staruszków w naszej okolicy. Po obiedzie wybraliśmy się na poszukiwania.

Psie ślady
Szybko odnalazłem pierwsze ślady "psich stóp" i poszliśmy ich tropem. Przemykając miejskimi uliczkami zauważyłem, że na spacery wychodzą tylko psy młode, nawet za opłotkami miejscowych domów nie spotkaliśmy nikogo. Mam nadzieję, że było to spowodowane niską temperaturą i wszystkie wygrzewały się w domach lub ciepłych budach. Pocieszając się tą myślą szliśmy dalej. Niestety po godzinnej wędrówce nie spotkaliśmy żadnej starowinki nie licząc starej kury grzebiącej pazurem w śniegu.

Czego ona tam szuka?
Mijaliśmy nowe i stare domy, w których od dawna nikt nie mieszka. To taki smutny widok. Kiedyś to był tętniący życiem dom z psią budą obok. Żył w niej poczciwy owczarek imieniem Azor. Dziś nikt już nie pamięta ani właścicieli, ani stróżującego Azora a jego buda dawno zawaliła się pod naporem czasu.


Ruina domu
Po drodze spotkaliśmy Burka, mało przyjaznego gościa. Przywitał nas donośnym szczekaniem i nie uspokoił się aż do naszego odejścia. O przyjacielskiej pogawędce nie było mowy.

Pies Burek

I co się tak wydzierasz?

Chciałem tylko porozmawiać.


 A tu kolejny dom, którego mieszkańcy mieli z pewnością niejednego psiego przyjaciela.
Wyobrażam sobie jak na ławeczce przed domem siedzi babcia i głaszcze serdecznie swojego psa lub kota. Dziś przez zmrożone szybki nie można było nawet zajrzeć do środka.

Bielona chata
Zmrożone okienka
Ławeczka babci i dziadka


Były też domy zamieszkałe
Mój nos mi mówi, że ktoś tu mieszka
Kiedy wracaliśmy już do domu, niespodziewanie spotkaliśmy najprawdziwszego psa-dziadka. Słysząc nas wyszedł z  budy i czekał na nas przed furtką. Musicie przyznać, że osobliwy z niego facet. Jego umaszczenie tak pasowało do otoczenia, że gdyby się nie ruszał trudno byłoby go zauważyć. Chyba ucieszył się na nasz widok bo merdał szczęśliwie ogonem i przywitał nas całkiem przyjaźnie.  
Pies kameleon
Chwila na zapoznanie
A potem Anka pozwoliła nam już pogadać po swojemu.
Mówi, że ma 100 lat
Dziadek Edek


 Zasiedzieliśmy się u dziadka, aż do wieczora.. Anka sprawdziła jeszcze czy ma pełną miskę bo jego podwórko było bardzo skromniutkie ale jego boczki nie świadczyły by było mu źle na świecie. Widać jego Pan dbał o niego jak potrafił a on odwdzięczał się za to swym towarzystwem. Kiedy zaczęło się ściemniać Anka zdecydowała, że wracamy ale wiem, że odwiedzimy tego psa jeszcze nie raz.








2 komentarze:

  1. Widać że Dziadek Edek wie wszystko :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz ślicznego pieska, ale dziadek Edek również ładny.
    Zapraszam do mnie http://our-favourite-pets.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń