Proszę Państwa to nie bajka:
...Była sobie Pchła Szachrajka.
Niesłychana rzecz po prostu,
By ktoś tak marnego wzrostu
I nędznego pchlego rodu
Mógł wyczyniać bez powodu
Takie psoty i gałgaństwa,
Jak pchła owa, proszę państwa...
(Jan Brzechwa)
Jaki zabawny wierszyk, można by nawet polubić malutką pchełkę i jej psoty. Do czasu aż swędzący problem dotknie nas samych. Ostatnio jakoś zaczęło mnie swędzieć tu i ówdzie i drapałem się może nieco więcej niż zwykle. No i zaczęło się: Anka wpadła w panikę, że pchlarnia mnie dopadła i musimy do weta po środki itp. Nie uśmiechało mi się to ale cóż, jak się kobieta uprze to zdania nie zmieni. Poszliśmy więc dziś do weterynarza. Wiedziałem, że będzie to pechowy dzień, już na samym początku spotkaliśmy rozwydrzonego burka, który swoim ujadaniem burzył mój już i tak nadwątlony spokój. Powiedziałem mu kilka słów do wiwatu aż musieli nas uciszyć. Potem było ważenie- 40 kg ( niby dużo), nie powiedzieli "za dużo" a tylko kręcili głowami, więc może nie zmniejszą mi racji żywieniowych. Trochę mi się przytyło przez zimę. Potem było obmacywanie, czego nie lubię i zaglądanie do pyska ( co to ja koń jestem, żeby mi zęby oglądać?!) Tym razem obyło się bez szczepienia, dostałem tylko przeciwpchelny i przeciw-kleszczowy olejek na łopatki, no i te tabletki na robale. Niby, że kto- ja mam robaki? Dobre sobie! Wychodząc zahaczyłem nosem o klatkę z kotem. Siedział tam taki rudy, z wytrzeszczonymi oczami, więc chciałem go pocieszyć, że ta pani w kitlu nie taka zła, nawet ciasteczko dała. A on jak mnie zobaczył, jak nie wrzaśnie, zatrzepotał tylko pazurami i w ryk. Jego pancia poczerwieniała ze złości, na moje "złe wychowanie" rzuciła kilka komentarzy i przeniosła się w drugi kąt poczekalni. Na to wszystko Anka wzięła mnie ściślej na smycz i poszliśmy do domu. To był stresujący dzień, kiedy jednak pomyślę sobie, że w lodówce czeka na mnie pachnąca pasztetowa, w której utonie jutro moja pastylka na robaki, robi mi się słodko na duszy i zapadam w błogi sen. Szkoda, że odrobaczanie nie jest co dzień.
Mnie tez tym "balsamem" smaruja, ale latem, bo kto to widzial pchly w zimie?
OdpowiedzUsuńKira
My przez zimę zapobiegawczo obroze zakładamy, tak na wszelki wypadek. Od wiosny obowiązkowo kropelki, takie jak u Was, bo kleszczy u nas co nie miara.
OdpowiedzUsuńKiedyś miałem kleszcza w uchu ale się Anka nabiedziła żeby go wyjąć. Ze strachu nie umiałem usiedzieć na miejscu, myślałem, że sam odpadnie.
Usuń